Wyjście z wnętrza na drogę wyboru.
Znów na drogę, rozdroże mnogie.
Zaszronione kierunkowskazy lśnią…
Nic. Nie widać nic.
I zawisł we mgle na kilka chwil
Oddech, ciężkim wydechem pełznący.
Z zimna, skóra zgęsiała drży.
Myśli świszczą, palone na chruście.
Na rozdrożu widm bezkresy. Wybór.
Nie. Rozciągły wrzask ciszy przenika
Swoją nagłą wypowiedź. Ślad został.
Oddech zawisł. I znikł. Omam?
Dreszcze wodzą w trosce nad myślą .
Droga, widok, rozlew doświadczeń.
Esencjo. Powrót do wersu pierwszego.
Ciężkim wdechem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz