Historia pewnej
nieznanej
Uciekłam...
Spojrzałam na mojego oprawcę,
Następnie na drogę.
I skorzystałam z tej okazji.
Nieświadoma, gdzie prowadzą mnie nogi,
Brnęłam przed siebie...
Strach miałam w sercu,
Płucom zaczęło brakować już sił.
Mimo wszystko pędziłam...
Na plecach czułam jego zapach,
A w głowie przenikały wspomnienia
Wspomnienia ostre, zimne
Wspomnienia tragiczne.
Ale to już tylko wspomnienia...
W nich ta postura obrzydliwa!
Sama.. też się czuję nieczysta.
Teraz jestem paskudna! I nic nie warta!
Ta zniewaga, którą na mnie zesłano
Uświadomiła mi prawdę całą.
Świat jest sztuczny i okrutny,
A ludzie to potwory!
Brnące do zagłady własnego społeczeństwa,
Nie zważając na nic,
Nawet na siebie!
Idioci...
Mój oprawca zaciągnął mnie daleko....
- Daleko od tego wszystkiego.
Tam było ciemno i mokro,
On był oślizgły..
Krzyczałam! Wołając o pomoc..
Niezrozumiale patrzył się na mnie,
Kiedy błagałam o litość,
(jak gdyby robił mi przysługę)...
Gdy przychodził..walczyłam!
Choć to było bez sensu..
Nie miałam z nim szans,
Byłam tak bardzo bezsilna.
A on o tym wiedział.
Teraz świat brnie dalej.
Zaśmiecony wyrzutkami społeczeństwa,
Nieznanymi nikomu osobami o dwóch twarzach.
On pewnie też gdzieś tam jest...
Żyje sobie spokojnie,
Wśród innych takich jak on.
I czeka na kolejną...
osobę
okazję
ofiarę..
A ja ?
Mnie już nie ma.
.
.