Po czym stanąłeś.
Spojrzenie tak wytrwałe,
W swym zatrzymaniu oceanu.
Wewnątrz zgasłych tęczówek.
Uszczknąć maskę? Nie warto...
Nie! Nikt nie zna ceny prawdy!
A z każdym przebłyskiem wiary,
Pęknięcie na porcelanowej twarzy...
Jedyna osłona przed wiatrem,
Z huraganu codzienności.
Pełne życia, martwe niebo.
Po środku stoisz, puste naczynie.
Przed tobą... po ciebie... Tornado,
Z tych wszystkich pragnących cię...
Zażartością swą gdy dotrą,
Zostaniesz, jesteś... Zmiażdżony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz